poniedziałek, 24 marca 2008

Święta w Xiamen


Witam Was moi drodzy!
Życzę Wam wszystkim samych radości na te, trwające już, Święta Wielkiejnocy! 
Wiele osób pytało mnie w mailach, jak to jest być na Wielkanoc w Chinach i czy można te Święta tutaj należycie i tradycyjnie spędzić.
Ależ oczywiście, że można! 
W odnalezieniu się w świątecznym klimacie, którego w Chinach raczej nie uświadczysz, pomógł nam kościół, który znajduje się na, wiele razy już przeze mnie wspomnianej, wyspie Gulang. W Niedzielę Palmową wybrałyśmy się zatem na Mszę.


Ksiądz był Chińczykiem, ale Msza była w języku angielskim, co z powodu kiepskiego nagłośnienia i nienajlepszych umiejętności lingwistycznych księdza, pozostawało małym problemem. Atmosfera była jednak niesamowita. Zgodnie z tradycją święcone były palmy.
Prawdziwe palmy:)




W Wielki Czwartek znów wybrałyśmy się na wyspę. Tym razem Msza odprawiana była w języku chińskim i większość zebranych stanowili Chińczycy, co oczywiście nadało Mszy niepowtarzalny CHIŃSKI klimat:) Taaak….
Wzruszającym był moment, kiedy ksiądz obmywał nogi wiernym, jednak, kiedy ujrzałyśmy ministranta, który spieszy w kierunku tychże wiernych, aby nagrodzić ich za odwagę wielkimi pudłami ciastek, wzruszenie ustąpiło miejsca rozbawieniu.


W Wielkanoc natomiast zabrałyśmy koszyk z jajkami i przywiezionymi z Polski kabanosami (chleba nie mamy:( i popłynęłyśmy do kościoła.


Spotkałyśmy mnóstwo znajomych i poznałyśmy ciekawych nieznajomych.



Po powrocie do domu musiałyśmy ostro wziąć się do pracy i przygotować wielkanocny obiad dla naszych gości.

Z tradycyjnych polskich potraw była: sałatka ziemniaczana, jajka z majonezem i… jajka:)
Z tradycyjnych chińskich potraw było huo guo火锅 czyli gotująca się zupa, do której wrzuca się najrozmaitsze składniki i przez chwilę gotuje, a potem…zjada:)






Wiadomo, nie ma jak być na Święta w domu, u mamy. Ale cóż zrobić? Poradziliśmy sobie całkiem nieźle, a nasze chińskie przyjaciółki nauczyły się trochę o naszych zwyczajach.
Taka to właśnie była polsko-chińko-niemiecko-kanadyjska Wielkanoc 2008.
Dziś natomiast brutalna rzeczywistość nie dała nam już dnia wolnego od szkoły i pracy i nawet nie miałyśmy czasu, żeby pooblewać się wiadrami wody.
Jednak zaczęła się już pora deszczowa, więc nawet wiadra nie są potrzebne:)
Jeszcze raz pozdrawiam świątecznie i serdecznie!
p.s. jutro przyjeżdża do nas Monika Bulanda. Oj się będzie działo…:)
Wyczekujcie nowych blogowych rewelacji:)

niedziela, 2 marca 2008

Kunming昆明 - Xiamen厦门 18.02-21.02


W Kunmingu temperatura nie była już tak wysoka jak w Jinghongu, ale grzało słońce, więc było bardzo przyjemnie. Czas upływał nam na uzupełnianiu zasobów prezentowych o parę drobnych szczegółów, a także na chodzeniu po mieście, z którym przecież już tak bardzo się zaprzyjaźniliśmy:)






Nie wspominając już o jedzeniu...:)

W Yunnanie, ze względu na strefę klimatyczną, sezon na niektóre owoce i warzywa jest przez prawie okrągły rok!

Niestety, wszystko co dobre, kiedyś się musi skończyć, a więc po trzech dniach przyszło nam wracać do Xiamen.

Wygląd samolotu, którym lecieliśmy do Xiamen, poprawił nam nasze wiśielcze humory:/Po powrocie do Xiamen zostały nam jeszcze trzy dni na cieszenie się sobą, w końcu jednak nadeszła potworna chwila rozstania.
(minuta ciszy)…:(
Były to jednak nasze najlepsze wakacje i wspomnienia pomagają radzić sobie z tęsknotą. Namawiam wszystkich, żeby, gdy tylko nadejdzie sposobność, nie wahali się ani chwili i przyjeżdżali do Chin. Ten kraj tak szybko się zmienia, że póki jeszcze można, należy czerpać
garściami z prawdziwej chińszczyzny. Bardzo Was do tego zachęcam. Mam wiele informacji praktycznych dotyczących podróżowania po Yunnanie, w postaci adresów hotelowych i firm przewozowych, więc jeśli ktoś byłby zainteresowany, to służę pomocą.
No cóż. Właśnie dziś kończy mi się ostatni tydzień wolnego i jutro zaczynam już szkołę i pracę.
Mam nadzieję, że relacje z naszej wyprawy przeniosły Was na chwilę w przestrzeni. Już niedługo nowe rewelacje:)
Stay plugged!