Witam Was moi drodzy!
Życzę Wam wszystkim samych radości na te, trwające już, Święta Wielkiejnocy!
Wiele osób pytało mnie w mailach, jak to jest być na Wielkanoc w Chinach i czy można te Święta tutaj należycie i tradycyjnie spędzić.
Ależ oczywiście, że można!
W odnalezieniu się w świątecznym klimacie, którego w Chinach raczej nie uświadczysz, pomógł nam kościół, który znajduje się na, wiele razy już przeze mnie wspomnianej, wyspie Gulang. W Niedzielę Palmową wybrałyśmy się zatem na Mszę.
Ksiądz był Chińczykiem, ale Msza była w języku angielskim, co z powodu kiepskiego nagłośnienia i nienajlepszych umiejętności lingwistycznych księdza, pozostawało małym problemem. Atmosfera była jednak niesamowita. Zgodnie z tradycją święcone były palmy.
Prawdziwe palmy:)
Życzę Wam wszystkim samych radości na te, trwające już, Święta Wielkiejnocy!
Wiele osób pytało mnie w mailach, jak to jest być na Wielkanoc w Chinach i czy można te Święta tutaj należycie i tradycyjnie spędzić.
Ależ oczywiście, że można!
W odnalezieniu się w świątecznym klimacie, którego w Chinach raczej nie uświadczysz, pomógł nam kościół, który znajduje się na, wiele razy już przeze mnie wspomnianej, wyspie Gulang. W Niedzielę Palmową wybrałyśmy się zatem na Mszę.
Ksiądz był Chińczykiem, ale Msza była w języku angielskim, co z powodu kiepskiego nagłośnienia i nienajlepszych umiejętności lingwistycznych księdza, pozostawało małym problemem. Atmosfera była jednak niesamowita. Zgodnie z tradycją święcone były palmy.
Prawdziwe palmy:)
W Wielki Czwartek znów wybrałyśmy się na wyspę. Tym razem Msza odprawiana była w języku chińskim i większość zebranych stanowili Chińczycy, co oczywiście nadało Mszy niepowtarzalny CHIŃSKI klimat:) Taaak….
Wzruszającym był moment, kiedy ksiądz obmywał nogi wiernym, jednak, kiedy ujrzałyśmy ministranta, który spieszy w kierunku tychże wiernych, aby nagrodzić ich za odwagę wielkimi pudłami ciastek, wzruszenie ustąpiło miejsca rozbawieniu.
W Wielkanoc natomiast zabrałyśmy koszyk z jajkami i przywiezionymi z Polski kabanosami (chleba nie mamy:( i popłynęłyśmy do kościoła.
Spotkałyśmy mnóstwo znajomych i poznałyśmy ciekawych nieznajomych.
Po powrocie do domu musiałyśmy ostro wziąć się do pracy i przygotować wielkanocny obiad dla naszych gości.
Z tradycyjnych polskich potraw była: sałatka ziemniaczana, jajka z majonezem i… jajka:)
Z tradycyjnych chińskich potraw było huo guo火锅 czyli gotująca się zupa, do której wrzuca się najrozmaitsze składniki i przez chwilę gotuje, a potem…zjada:)
Wiadomo, nie ma jak być na Święta w domu, u mamy. Ale cóż zrobić? Poradziliśmy sobie całkiem nieźle, a nasze chińskie przyjaciółki nauczyły się trochę o naszych zwyczajach.
Taka to właśnie była polsko-chińko-niemiecko-kanadyjska Wielkanoc 2008.
Dziś natomiast brutalna rzeczywistość nie dała nam już dnia wolnego od szkoły i pracy i nawet nie miałyśmy czasu, żeby pooblewać się wiadrami wody.
Jednak zaczęła się już pora deszczowa, więc nawet wiadra nie są potrzebne:)
Jeszcze raz pozdrawiam świątecznie i serdecznie!
p.s. jutro przyjeżdża do nas Monika Bulanda. Oj się będzie działo…:)
Wyczekujcie nowych blogowych rewelacji:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz